Styria to kraina historyczna leżąca na południowym wschodzie Austrii słynąca ze świetnego wina oraz oleju z pestek dyni. Zielona, malownicza i gościnna. Austriacy z dużym zaangażowaniem promują taki wizerunek regionu. Trzeba przyznać, że świetnie im to wychodzi. Rok za rokiem Styria bije rekordy przychodów z turystyki. Wraz ze wzrostem zainteresowania rosną i tak już wysokie ceny.
Istnieje również Styria dla oszczędnych. Słoweńska Styria. Południowa część historycznej krainy, która po pierwszej wojnie światowej zrządzeniem dziejów weszła w skład Jugosławii. Jej południowe rubieże wyznacza rzeka Sava oraz granica z Chorwacją. W stosunku do Austrii ceny są tu nadal atrakcyjne, nic więc dziwnego, że coraz więcej sąsiadów z północy odkrywa walory słoweńskiej części regionu.
Nadal jednak słoweńska Styria pozostaje w cieniu sławy północnego sąsiada. Dla większości Austriaków Styria kończy się na granicy ze Słowenią. Również wielu obcokrajowców kojarzy Styrię jedynie z Austrią. Dlatego słoweńskie i regionalne władze wkładają wiele wysiłku, aby wypromować ten region. A swoich walorów słoweńska Styria ma sporo. Zabytkowe miasta, wody termalne, kulinaria, trasy narciarskie, festiwale, no i oczywiście winiarstwo.
Słoweńska Styria opływa winem. Jest to największy słoweński region winiarski. Na jego terenie rośnie najstarsza na świecie winorośl oraz znajduje się najstarsza piwnica w kraju. Aby odkryć przed zagraniczną publicznością atuty słoweńskiej Styrii, izba turystyki z Mariboru oraz Ptuja zorganizowały fam trip dla zagranicznych dziennikarzy.
Pięcioro dziennikarzy z Austrii, Wielkiej Brytanii, Włoch oraz ja. Mieliśmy się przekonać na własne oczy i kubki smakowe, że słoweńska Styria jest warta odwiedzin. Gdyż to właśnie jakościowe wina oraz ekologiczne produkty mają napędzać zrównoważoną turystykę regionu. Muszę przyznać, że z początku byłem sceptyczny do udziału w tym przedsięwzięciu. Słoweńską Styrię poznaję już od kilku lat, a przez pewien czas nawet tam mieszkałem. Moja pycha została jednak ukarana. Okazało się, że w ciągu dwóch krótkich ale intensywnych dni wycieczki można zobaczyć i zasmakować wiele nowości.
Najstarsza na świecie winorośl (zdjęcie z archiwum bloga)
W Mariborze przywitał nas deszcz oraz wyśmienita penina Diona z winnicy Doppler. Wino musujące o dość nietypowym dla Styrii dojrzałym smaku. Wytwarzana jest w 100% z chardonnay klasyczną metodą, a pochodzi z miejscowości Gornja Radgona, która jest kolebką słoweńskich win musujących.
Tak przywitał nas Maribor
Po wizycie w domu Starej Winorośli, czyli najstarszej na świecie żyjącej (i owocującej) winorośli, udaliśmy się na do dwóch wybranych przez organizatorów styryjskich piwnic. Obie znajdują się na północ od Mariboru, niedaleko austriackiej granicy. W pobliżu znajduje się droga wśród winnic w kształcie serca. Jest to bardzo popularne miejsce wśród turystów, a jego zdjęcia zapełniają foldery turystyczne regionu, Słowenii oraz… Austrii. Serce między winnicami tak przypadło bowiem Austriakom do gustu, że „pożyczyli” je sobie do swoich materiałów promocyjnych.
Foto: Nea Culpa d.o.o., źródło: slovenia.info
Nieopodal rozchwytywanego serca swoje gospodarstwo ma rodzina Gaube. Zajmują się głównie winiarstwem, a większość swoich win sprzedają na miejscu. Udokumentowana winiarska historia rodziny sięga roku 1928, wówczas to Kaspar Gaube został przyjęty do związku winiarzy. Jednak winiarstwem zajmowały się również wcześniejsze pokolenia, choć podobnie jak to bywa również w Polsce, z powodu zawirowań historycznych, dokumentów pisanych brak. Dziś gospodarstwo prowadzi Alojzij z żoną Klavdiją oraz synem Patrikiem. W swojej winnicy uprawiają głównie odmiany jasne: chardonnay, laški risling (welshriesling), zeleni silvanec (sylvaner), sivi pinot (pinot gris), sauvignon (blanc) oraz rumeni muškat (moscato giallo). Z odmian ciemnych mają jedynie modri pinot (pinot noir). Ich wina charakteryzują się owocową świeżością. Alojzij stara się wydobyć jak najwięcej aromatów typowych dla odmiany. Rodzina Gaube gospodaruje na 8 hektarach, większość prac wykonują ręcznie, ich wina można określić jako rzemieślnicze, gdzie sukces lub porażka zależą w równym stopniu od kaprysów pogody co umiejętności i wiedzy winiarza. Widocznie w ostatnich latach nie zabrakło niczego, gdyż wina z piwnicy Gaube są naprawdę wysokiej jakości. W morzu świeżych i owocowych win Styrii wyróżniają się jakością i intensywnością aromatów, jasną strukturą i przyjemną harmonią. Potwierdzeniem tych słów niech będzie tegoroczne zwycięstwo sauvignon blanc na największym festiwalu tej odmiany w Słowenii – Salonie Sauvignon. Podczas degustacji jedynym rozczarowaniem było wino czerwone – modri pinot (pinot noir). Dla mnie zbyt płaskie i owocowe. Choć w naszej grupie zdania na ten temat były mocno podzielone.
Piwnica rodziny Gaube
Wątpliwości nie było natomiast po obiedzie, a pani domu otrzymała gromkie oklaski za przygotowane menu. Choć gospodarstwo Gaube nie jest restauracją, to od czwartku do niedzieli można spróbować u nich regionalnej kuchni. Wymagana jest jednak wcześniejsza rezerwacja. Naprawdę warto, bo pani Klavdija z sezonowych składników i tradycyjnych przepisów potrafi wyczarować wiele. Co najważniejsze ma świetny zmysł do parowania win z jedzeniem. Największym zaskoczeniem był wytrawny rumeni muškat (moscato giallo) serwowany do zupy chrzanowej, a połączenie to okazało się wyśmienite.
Piwnica rodziny Gaube
Kolejna piwnica okazała się dobrana na zasadzie kontrastu. Ducal wines to projekt rodziny Lo Duca, która sławę w Słowenii zdobyła… w sporcie. Mitja Lo Duca był w latach osiemdziesiątych XX wieku jednym z najlepszych jugosłowiańskich wspinaczy. Do gór nie miał daleko, gdyż wychowywał się w Alpach Julijskich u podnóżach najwyższej słoweńskiej góry Triglav. Również syn Tim zawodowo uprawiał sport, ale poświęcił się piłce nożnej. Dziś obaj są na sportowej emeryturze. Przypadek zdecydował, że przed 11 laty Mitja kupił starą ruinę z piwnicą i winnicą. Nowa posiadłość w Styrii znajduje się całkowicie po przeciwnej stronie Słowenii niż rodzinny dom. O produkcji wina nie mieli pojęcia, co dziś przedstawiają jako atut, gdyż nie poszli przetartymi szlakami. Faktycznie, ich podejście do winiarstwa jest całkowicie odmienne od sąsiadów. Wokół wszyscy stawiają na świeże i owocowe wina, Lo Duca robią wina dojrzałe i pełne. Mimo wszystko rdzeń okolicznego winiarstwa jest także obecny u nich, ale służy im jedynie jako baza z której wyruszają zupełnie nową drogą. Choć wina są tu tak niepodobne do okolicznych, to w winnicy Lo Duca mają jedynie lokalnie uprawiane odmiany: renski rizling (riesling), laški rizling (welshriesling), šipon (furmint), chardonnay (jedynie na wina musujące) oraz modri pinot (pinot noir). Wina pomimo ciemno złotego koloru z zasady nie są macerowane, wyjątek stanowią wina, które trafiają do betonowych jaj lub kwewri. Te macerowane są osiem miesięcy. Swój charakter wina zawdzięczają późniejszemu terminowi winobrania. Podczas gdy sąsiedzi butelkują już swoje młode wina, Lo Duca dopiero zaczynają zbiór. Zwykle winobranie przypada u nich na koniec października lub początek listopada.
Widok z pomieszczenia degustacyjnego w piwnicy Ducal
Zaczynając od zera w ciągu zaledwie 10 lat stali się bardzo rozpoznawalnymi winiarzami. Swoją winnicę powiększyli trzykrotnie, dziś jest to około 9 hektarów. Stara piwnica przestała być wystarczająca, zbudowali więc nową w sobie właściwy sposób. Nie naruszając starych murów obudowali wokół nowoczesnym budynkiem. Projekt to pomysł Mitji. Efekt jest elektryzujący, a sama piwnica wygląda niczym galeria sztuki. Zarówno koncept jak i detale nadają miejscu szczególny urok. Z pomieszczenia degustacyjnego przez wielkie przeszklenia niczym w amfiteatrze rozpościera się widok na winnicę. Próbowanie wina w takich warunkach jest przeżyciem niemal duchowym, a samo wino ma w tym niemałą zasługę. Ich wina są atrakcyjne ale radykalne. Pełne i świeże jednocześnie. Pozostawiają w człowieku głęboki ślad niczym katharsis w antycznym teatrze. Z pewnością nie są to wina łatwe, ale wytrawni winiarze docenią ich wielkość.
Miejsce degustacyjne w wersji de luxe
Okazało się, że prawdziwy teatr dramatyczny czekał nas dopiero w Mariborze. Na kolację organizatorzy wybrali bowiem restaurację MaK (w języku słoweńskim znaczenie jest identyczne jak w polskim). Prowadzi ją David Vračko, najbardziej obiecujący restaurator w Słowenii. Tak przynajmniej uważa Ana Roš (najlepsza szefowa kuchni na świecie). Faktycznie David jest świetnym szefem kuchni, jego potrawy są wyszukane, a ich podanie daleko przekracza jedynie kompozycję na talerzu. Kolacja w restauracji MaK jest niczym udział w artystycznym performance z szalonym twórcą o wyglądzie rzeźnika. Znów miałem wrażenie, że wybór tego miejsca był podyktowany jego kontrastem wobec gospodarstwa rodziny Gaube. Tam mieliśmy domową kuchnię, tradycyjne receptury i sezonowe składniki. Menu układała i przygotowywała żona gospodarza, która zajęta pracą prezentuje się gościom głównie poprzez umiejętności kulinarne. Szef MaKa z kolei śledzi światowe trendy, proponuje wyszukane składniki, a sam prezentuje się na sali jako mistrz ceremonii, podczas gdy jego pracownicy uwijają w pocie czoła przy garnkach. Rzeczywiście, kolacja w takim miejscu może równać się jedynie z dobrym przedstawieniem teatralnym. Jedzenie, choć bardzo smaczne, schodzi niestety na dalszy plan, a główna rola przypada kulinarnemu Demiurgowi w rzeźnickim fartuchu. Małomówny, tajemniczy, z lekkim obłędem w oczach David Vračko jest głównym menu wieczoru. Posiłek staje się nieco psychodelicznym przeżyciem. Nawet jeśli przedstawienie z lekka się przeciąga, miny aktora powtarzają się już po pierwszym akcie, to o kolacji w MaKu myśleć będziecie jeszcze cały wieczór. Co wrażliwsi może i całą noc. Jak już wspomniałem trochę w tym wszystkim ginie sam posiłek. Wina z kolei są parowane poprawnie, choć ich wybór był dla mnie nieco kontrowersyjny. Na sześć podawanych win zagranicznym dziennikarzom, aż dwa stanowiły wina austriackie. Trochę dziwna metoda promocji Słowenii, choć David jest akurat kucharzem kosmopolitą, a jego artystyczna dusza za nic zapewne ma ograniczenia sponsorów.
Pierwszego dnia słoweńska Styria pokazała swoje dwa oblicza. Pierwsze to tradycyjne wina i kuchnia w gospodarstwie Gaube, gdzie trzymając się klasycznej formy osiągnięto niezwykłą jakość. Drugie to artystyczno-modernistyczne wizje rodziny Lo Duca oraz szefa kuchni Davida Vračko. Z jednej strony sielska styryjska wieś i jej tradycyjne wyroby, z drugiej awangardowe podejście do smaków niczym cyberpunk w wersji prestige. Mariborska runda naszej wycieczki okazała się zaskakująca nawet dla wytrawnych dziennikarzy. Kolejny dzień miał należeć do miasta Ptuj z okolicą.
I jeszcze krótki spacer po Mariborze:
Pingback: Słowenia - mały wielki kraj winiarski. Gość Damian Buraczewski SlovVine.com | Radio Kulinarne