Pozornie nie powinniśmy mieszać niewinnych stworzeń (jak dzieci czy zwierzaki) do naszych używek. Jednak jeśli chodzi o słoweńskie koty, sprawa wygląda nieco inaczej. Polskie słowo „kot” to po słoweńsku „maček” (czyt. maczek). Było to jedno z pierwszych słoweńskich słów, które poznałem po przyjeździe. Owszem, lubię koty (nawet miałem w swoim wolontariackim pokoju dom tymczasowy dla kociaków), ale przyczyna mojej nauki była zgoła inna.
Otóż jeśli zdarzy nam się podczas degustacji tutejszego wina nieco po ułańsku przeszarżować, to możemy być pewni, że spotkamy się ze słoweńskim kotkiem. Nieznośne to stworzenie będzie cały dzień wbijać w głowę swoje ostre pazurki. I nawet woda nie pomoże.
– na „kaca” mówicie „kot”? – moje zdumienie wprawiło kolegów w zakłopotanie
– a wy jak mówicie? – odpowiedział jeden z nich pytaniem na pytanie
– kac…
Uśmiech na twarzy kolegi skrył zakłopotanie, a miał w sobie coś słowiańsko demonicznego:
– czyli tak samo – odpowiedział – tylko po niemiecku…
Masz babo placek. Oto jak stereotypowy Polak zginął w moim wnętrzu zgnieciony słowiańską licytacją i niemieckim wpływem. Moim słowom „to niemożliwe!” ostateczny cios zadała wikipedia: „Kac (z niem. Katzenjammer) – złe samopoczucie występujące kilka godzin po spożyciu nadmiernej ilości napojów alkoholowych.[…]”. Czyli mamy wspólny mianownik z innymi europejskimi narodami doświadczającymi podobnych problemów. A mnie zastanawia: czy w innych językach w roli „czarnego charakteru” też występują zwierzęta?