Kilka rad dla odwiedzających słoweńskie winnice, aby nie wyjść na gbura i pozostawić po sobie dobre wrażenie:
Po pierwsze. Wchodząc do piwnicy z winem nie wolno dotykać czy pukać w beczki. Stare, dębowe drewno aż korci, żeby sprawdzić czy wino jest w środku, jednak stanowczo odradzam takie zachowanie. Pierwszy raz w winnicy, podniosłem rękę, aby poczuć drewno, a mój gospodarz omal nie zemdlał. Stał blady w szoku, nie mógł wydusić słowa. Na szczęście w ostatniej chwili cofnąłem rękę, dopiero wtedy winiarz nabrał tchu i wyjękał: »Wino śpi! Proszę go nie budzić!«. Beczka z winem do archiwizacji nie jest dotykana przez cały okres leżakowania!
Po drugie. Toast. Wydaje się, że nic prostszego. Chwytamy kieliszek i stukając się ze współbiesiadnikami mówimy: »Na zdravlje!«. Jest tylko jeden haczyk. Należy pamiętać, aby spojrzeć drugiej osobie w oczy. W przeciwnym razie będziemy wzięci za osobę, która ma coś do ukrycia.
Po trzecie. Smak cvička. Podróżując po Słowenii z pewnością będziemy częstowani wieloma doskonałymi winami. Wśród tych niezliczonych rodzajów win, białych, czerwonych i rose, które zawsze kończą się za szybko, spotkamy też cvička. Trudno. Z ciekawości spróbować można, z grzeczności należy być dyplomatycznym i w odpowiedzi czy nam smakuje wykazać się poprawnością polityczną. Ja zawsze twierdzę, zgodnie z prawdą zresztą, że „smak jest orginalny i intrygujący, choć nieco kwaśny”.
Po czwarte. Geografia polityczna. Słowenia nie leży na Bałkanach. Lepiej nie podważać naukowych dowodów. Alpy to jeden łańcuch górski, Bałkan drugi. Triglav (znajduje się w herbie narodowym) jest szczytem alpejskim. Koniec.
Trzymając się tych kilku prostych zasad z pewnością wszystkie degustacje przebiegną w miłej, braterskiej atmosferze, bez niepotrzebnych spięć. W końcu, wszyscy jesteśmy Słowianami 😉