Podczas dłuższych spotkań ze znajomymi, my Polacy, zazwyczaj sięgamy po piwo. Pijemy wolno, alkohol pomału uderza do głowy. Poza tym wiadomo, swoje kosztuje, a głupio tak przy pustej szklance siedzieć. Wino takich zalet nie ma, dlatego Słoweńcy postawili na winne koktajle. W smaku przyjemne, a sącząc pomału można ze znajomymi przegadać cały wieczór przy jed… no może dwóch szklankach.
Pierwszym z koktalji jakie poznałem był bambus. W regionie, gdzie go piłem, jako bambus rozumie się czerwone wino zmieszane z colą. Mieszanka może być w proporcjach 1:1 lub 2:1. W pierwszym przypadku chodzi o 100ml wina i 100ml coli, w drugim dają 200ml wina. Dotychczas piłem taką mieszankę z winem refošk i bardzo mi smakowała. W Dolnej Krainie (Dolenska) możemy spróbować bambusa w wersji hard, tzn. miesza się cviček i cocktę. Cokolwiek pomyślimy o tej mieszance, zachowajmy dla siebie, gdyż oba składniki wchodzą w skład narodowych tabu. O ile cviček można bronić orginalnością i długą tradycją, to fenomen cocty jest dla mnie jeszcze mniej zrozumiały niż szał na muzykę folk (link dla ciekawych i odważnych).
Kolejnym z koktajli, które możemy spróbować jest miš-maš (misz-masz). Jest to zazwyczaj białe wytrawne lub półwytrawne wino zmieszane z fantą. W zależności od regionu możliwe są również wersje z czerwonym winem. A czasami taki koktajl jest również nazywany bambusem. Wątpliwości się pojawiają ciągle, a fora internetowe pełne są wzajemnych oskarżeń o ignorancję. Na szczęście takich problemów nie ma ze szpricerem, nazywanym też brizgańcem.
O szpricerze wspominałem już tutaj. To mieszanka białego wina i wody mineralnej. Najczęściej spotykaną mieszanką jest wino haložan i woda radenska. Oczywiście można używać innych win (często jest to też bizelčan) i wód (ciekawe jakby smakowało z jurajską?). Pewnego razu, gdy zamówiliśmy wraz z kolegą špricer, a było to gdzieś na pograniczu notranjskiej i dolenskiej, zaserwowano nam napój w kolorze różowym. Jako lokalni patrioci (Zasavje), unieśliśmy się, że zamówiliśmy špricer, a nie jakąś orenżadkę. Kelnerka nam wyjaśniła, że przecież jest: cviček i radenska. Wybuch kolejnej wojny w byłej Jugosławii był naprawdę bliski. Przynajmniej miałem takie wrażenie, gdy patrzyłem na twarz Matica. Szczęśliwie, radenska poprawiła smak dumy Dolnej Krainy, a przy następnym zamówieniu sprecyzowaliśmy, że chodzi o prawdziwy špricer, taki z haložanem. Kelnerka wprawdzie podała napój według zamówienia, jednak nie obyło się bez uwagi, że prawdziwy špricer jest tylko i wyłącznie mieszany z cvičkiem…