Zbliżają się wakacyjne miesiące, które Słoweńcy najchętniej spędzają nad Adriatykiem. Wybrzeże Adriatyku jest tak oczywistym wyborem urlopowym, że większość po prostu pyta: „Kiedy jedziecie nad Morze?”. Morza najwięcej mają Chorwaci, dlatego co roku prawie milion turystów ze Słowenii ćwiczy język obcy w kawiarniach, hotelach i na plażach u południowych sąsiadów. W praktyce ci, którzy słabo pamiętają Jugosławię, mówią podobnie jak Polacy po czesku, sprawiając gospodarzom więcej problemów w komunikacji niż gdyby po prostu używali własnego języka. Jednak również Słowenia ma dostęp do Morza. To północna część Półwyspu Istria z czterema miasteczkami: Koper, Izola, Piran i Portorož. Słoweńskie wybrzeże jest celem głównie weekendowych wycieczek. Klimat śródziemnomorski gwarantuje słoneczną pogodę przez większość lata, a woda jest tu nawet cieplejsza niż w położonej na południe Chorwacji. Jest również inny czynnik przy którym Chorwaci nie mają szans – wina i kulinaria. W przeciwieństwie do Chorwacji, w Słowenii wino i restaurację wybierać można w ciemno, ponieważ poziom jest naprawdę wysoki. W Chorwacji trzeba wcześniej dokonać wywiadu gdzie najlepiej się udać i jakie wino zamówić, aby nie być rozczarowanym. W każdym przypadku portfel będzie cierpiał, bez względu na jakość. Natomiast wysoką jakość słoweńskiej gastronomii odkryli także Włosi, którzy tłumnie przyjeżdżają w czasie weekendów do słoweńskiej części Istrii. Nie mają problemów z językiem (w Istrii prawie wszyscy mówią po włosku, jest to drugi urzędowy język na tym terenie), waluta jest ta sama, a ceny znacznie niższe niż we Włoszech, przy takiej samej jakości. Również ja wyjątkowo nie udałem się do winnicy, a domu rodziny Butul, której działalność jest ciężko zaszufladkować.
Rodzina Butul czyli małżeństwo: Mitija i Tatjana, oraz ich syn Črt (czyt. Czyrt), prowadzą dom, będący centrum autentycznych isterskich smaków. Jest to nietypowa forma agroturystyki. Nietypowa, ponieważ misją rodziny Butul jest obrona od zapomnienia i promocja orginalnych isterskich smaków. Dlatego w kuchni dominują artykuły z własnego ogrodu i pobliskiego lasu. Črt potrafi wyczarować z lokalnych roślin prawdziwe arcydzieła smaku. Choć studiował fotografię, lepiej czuje się w roli kucharza. Szlifów nabierał w renomowanych szwajcarskich restauracjach. Jest niezwykle bezpośredni i łatwo nawiązuje kontakt, co chyba odziedziczył po rodzicach. Cała rodzina jest niezwykle otwarta i już po 5 minutach w ich domu czuję się jak u starych przyjaciół. Dom Butulów to tzw. „stół Slow Food”, czyli regionalne centrum stowarzyszenia. Jednak nigdzie nie znajdziemy informacji na ten temat. Ani na domu, ani na stronie internetowej nie ma zamieszczonego charakterystycznego ślimaczka. To dlatego, że w Słowenii slow food kojarzone jest bardziej jako snob food. Prawda jest taka, że ceny również u Butulów są nieco wyższe niż w innych restauracjach, ale przyznać trzeba, że wiemy za co płacimy. Cała rodzina ciężko pracuje, aby oferować jedynie lokalne produkty. Tak więc mięso podane na stole jest od sąsiedniego rolnika, a zwierzęta pochodzą z wolnego wybiegu a nie fabryki śmierci. Sery produkuje inny zaprzyjaźniony rolnik, który wypasa krowy na podalpejskich stokach w północnej części regionu Primorska. Następnie wytwarza sery według starych przepisów z ziołami z ogrodu rodziny Butul. Jeśli goście mają ochotę na rybę, Mitija dzwoni do znajomego rybaka z Izoli i zamawia świeżą rybę. Wiadomo, że kuchnia śródziemnomorska nie może się obyć bez oliwy, rodzina Butul ma własne drzewka oliwne, z owoców których tłoczona jest oliwa. Pownieważ wszyscy w rodzinie są również sommelierami, wiedzą jak istotna jest rola wina w kulinaryce. W ofercie są wina od lokalnych producentów, które są naprawdę dobre, a które będę mógł zaprezentować już wkrótce na łamach bloga.
To wszystko sprawia, że dom i ogród rodziny Butul, wydaje się miejscem wręcz nierealnym. Jest jakby wyjęte poza czasy w których żyjemy. Intensywne zapachy śródziemnomorskich roślin, morskie rozgrzane powietrze i lekka atmosfera pozwala odwiedzającym ogród wejść do innego wymiaru. Do świata, gdzie pośpiech wydaje się niedojrzałym i bezrozumnym nawykiem, a stres i napięcie pozostało gdzieś w oddali, w klimacie umiarkowanym. Dlatego ludzie tak chętnie tu wracają i polecają to miejsce swoim znajomym. Bez żadnej reklamy (standardową i obowiązkową tablicę informującą o obiekcie agroturystycznym przed domem łatwo przegapić), turyści odnajdują ten niezwykły dom. Dominują turyści zagraniczni. Również Polacy chętnie tu przyjeżdżają, a z bardziej znanych był tu Robert Makłowicz.
Warto zobaczyć jak płynie życie w innym świecie, gdzie turystyka oznacza prawdziwy relaks i autentyczne kontakty z miejscowymi. Pomimo, że bez afiszu na drzwiach, to przecież naprawdę bez pośpiechu.