Patrick był kiedyś kierownikiem zakładu produkcyjnego. Praca była co prawda wymagająca, ale dobrze płatna. Gdyby jeszcze fabryka nie znajdowała się tak daleko od domu. Żal mu było codziennie opuszczać Wzgórza Gorycjańskie (sł. Goriška brda, wł. Collio), aby dotrzeć do Opatje selo na Krasie. Trudno się mu dziwić, bo Wzgórza to niemal raj na Ziemi. Na południu znajduje się Friuli, płaska jak stół równina. Szeroka jest na ok. 20 kilometrów, a jej koniec wyznacza północne wybrzeże Morza Adriatyckiego. Z domu Patricka widoczny jest w oddali błękit morza. Jeszcze lepiej prezentują się szczyty Alp. Dokładnie pośrodku między nimi znajdują się Wzgórza nad miastem Goriza.
Ten niewielki region jest niemal w całości pokryty winnicami. Gdzieniegdzie równe rzędy winorośli przerywane są sadami owocowymi i gajami oliwnymi. Jednak to właśnie wino jest największą dumą mieszkańców i ich głównym źródłem dochodów. Trzeba przyznać, że terrior jest wręcz idealny dla winorośli. Klimat, ukształtowanie terenu oraz ziemia nie pozostawiły dużego manewru na wybór kariery mieszkających tu ludzi. Jeśli chcesz pozostać w tym raju, zapewne będziesz robić wino. I w ten właśnie sposób Patrick zakończył obiecującą karierę menadżerską. Przejął winnicę rodziców i w 2018 roku zaczął produkować wino. Do zmiany profesji popchnął go również fakt, że winiarstwo jest jednym z nielicznych sektorów produkcyjnych, gdzie można wykazać się twórczo. O ile się ma odpowiednie podejście.
Zwykle ostrożnie podchodzę do takich deklaracji winiarzy. Romantyczne wizje szybko stają się jedynie sloganem marketingowym, a życie pod ekonomicznym przymusem wymusza bardziej konwencjonalne podejście. Kiedy więc Patrick zapewniał, że takiej jak jego rebuli jeszcze nie piłem, uśmiechnąłem się jedynie ironicznie i pokiwałem głową. Do kieliszków trafiła świeża rebula z 2018 roku. Jej krystalicznie słomkowa barwa zapowiadała młode i świeże wino. Powąchałem i ironiczny uśmieszek prysnął w jednej chwili. Typowa świeża rebula charakteryzuje się raczej aromatami kwiatowymi, tu jednak wyraźnie i bardzo intensywnie czułem zioła. Nuty zapachowe były bardzo wyraźne i przywodziły na myśl melisę cytrynową oraz miętę. W ustach kolejne zaskoczenie. Wino okazało się bardzo miękkie, wręcz aksamitne. Tu również pierwsze skrzypce grały melisa cytrynowa oraz mięta. Finisz świeży, a całość bardzo przyjemnie zrównoważona.
Okazało się, że Parick rebulę przygotowuje w specjalny sposób. Po zbiorze moszcz jest macerowany na skórkach w niskiej temperaturze przez jeden dzień. Następnie odbywa się wyciskanie jagód po czym dodawane jest niewielka część (ok. 10%) całych owoców. Wówczas zaczyna się fermentacja w niskiej temperaturze. Po zakończonej fermentacji wyciskane są pozostałe owoce (które sfermentowały w jagodach). Wszystko po to, żeby wydobyć jak najwięcej aromatów, charakterystycznych dla odmiany. Patrick jest przekonany, że w jego winie czuć przeżuwane jagody rebuli prosto z krzaka. Jestem w stanie w to uwierzyć, bo rzeczywiście była to całkowicie inna rebula od tych, które znałem.
Zafascynowany pierwszym winem niecierpliwie czekałem, aż gospodarz otworzy kolejne. W międzyczasie dowiedziałem się, że po przejęciu winnicy, młody gospodarz zaczął wprowadzać nowe podejście w uprawie winorośli. Jego rodzice zajmowali się niemal wyłącznie uprawą roślin, owoce sprzedawali do największej piwnicy w Słowenii, spółdzielni Klet Brda. Naturalnie, logika spółdzielca jest odmienna od rolnika indywidualnego. Spółdzielnia co prawda zwraca uwagę na jakość winogron, ale i tak zysk przynosi ilość sprzedanego surowca. Dlatego rośliny były obciążone do granic możliwości, a przez to również bardziej podatne na choroby. Patrick odwrócił całkowicie podejście do uprawy. Choć na początku babcia i rodzice kręcili głowami, to z czasem przekonali się, że winorośl daje owoce dużo lepszej jakości i jest zdrowsza, jeśli ograniczy się plonowanie.
Do kieliszków wkrótce trafiło wino z kolejnej odmiany charakterystycznej dla Wzgórz. Sauvignonasse, lokalnie i w tajemnicy przed unijnymi urzędnikami nazywane tokajem. Podobnie jak w przypadku rebuli, także sauvignonasse było macerowane w niskiej temperaturze przez 24 godziny. Fermentacja przebiegała w nieco wyższej temperaturze, bo przy 18 stopniach. Wino z 2019 roku szybko określiłem mianem „crazy tokaj”, na wzór zakręconych sauvignon blanc z Nowej Zelandii. Znów było to wino całkowicie odmienne od wszystkiego co poznałem w szczepie sauvignonasse do tej pory. Wino było bardzo aromatyczne, z wybijającymi się owocami egzotycznymi, nutami miodowymi i przyjemną słodyczą. Jednak w ustach pokazało drugą twarz. Wino okazało się pełne, a aromaty przywodziły na myśl świeże zioła śródziemnomorskie: melisa cytrynowa, mięta oraz szałwia. Bardzo eleganckie, zrównoważone i o wysokiej mineralności. Jednocześnie wino pełniejsze i świeższe od wcześniejszej rebuli. Przy tym wszystkim bardzo zrównoważone, przyjemne i z długim finiszem.
Kolejnym degustowanym winem była Ideja, czyli kupaż odmian chardonnay i beli pinot (pinot blanc) z 2019 roku. Moszcz macerował na skórkach przez trzy doby, co miało odbicie w swoim pięknym złotym kolorze. Wino okazało się mniej intensywne w zapachu, ale bardziej złożone od wcześniejszych. Pierwsze skrzypce grały aromaty białych kwiatów, uzupełniane przez zapach świeżych ziół i traw oraz jabłek. W ustach wino pełne i okrągłe. Aromaty przywodzą na myśl smak dojrzałych owoców (jabłka, brzoskwinie, czereśnie) oraz ziół (szałwia).
Wszystkie białe wina były naprawdę dobrze i pomysłowo zrobione. W końcu Wzgórza słyną głównie z jasnych odmian. Jednak bliskość wybrzeża Adriatyku sprawia, że doskonale dojrzewają tu także ciemne winogrona, zwłaszcza z odmian merlot, cabernet sauvignon oraz cabernet franc. W swojej winnicy Patrick uprawia jedynie dwa pierwsze cabernet sauvignon i merlot.
Pierwszym czerwonym winem, które spróbowałem był cabernet sauvignon z 2015 roku. Moszcz macerował przez 18 dni, z czego pierwsze 4 w temperaturze zaledwie 4 st. C., aby zachować w winie jak najwięcej aromatów. Następnie wino dojrzewało w betonowych cysternach przez pierwsze 3 lata, by przed butelkowaniem trafić jeszcze na 3 miesiące do używanych barrique. Wino okazało się mieć wciąż bardzo młodą barwę, z malinowymi refleksami na krawędziach. Aromaty przywodzą na myśl przede wszystkim dojrzałe ciemne owoce (wybijały się wiśnie). W ustach zaskakująco świeże i bardzo owocowe (wiśnie i maliny). Na finiszu pojawiają się przyjemne taniny. Bardzo dobre wino, które wciąż jest świeże i zapewne z czasem będzie wciąż zyskiwać.
Kolejnym czerwonym winem był kupaż merlota (70%) oraz cabernet sauvignon (30%) z 2015 roku o nazwie Sophija. Sophija jest flagowym winem piwnicy Patricka Simčiča. Moszcz macerował przez trzy miesiące, a wino dojrzewało przez rok w barrique. Wino jest bardzo ciemne z czerwonymi refleksami, na brzegi przechodzą z barwy malinowej w ceglastą. Bukiet tego wina jest bardzo rozbudowany i dojrzały. Pierwsze skrzypce grają przyprawy (wanilia, kakao, czekolada), uzupełniane przez dojrzałe owoce oraz wędzonkę. W ustach wino zmienia oblicze i robi się zaskakująco świeże i owocowe (jabłko i wiśnia). Z czasem czuć miękkie taniny, słodycz oraz kawę i kakao. Finisz jest długi, świeży i taniczny. Wyśmienite czerwone wino.
Wzgórza Gorycjańskie uważane są w Słowenii za najlepszy region winiarski w kraju. Mieszkający tu ludzie są otoczeni winnicami i większość w jakiś sposób jest związana z branżą winiarską. Niemal każde wzgórze porośnięte jest winoroślą. Swoją siedzibę ma tu ostatnia z wielkich spółdzielni. To największa winiarnia w kraju – Klet Brda. O ile pozostałe zostały sprywatyzowane i sprzedane prywatnym (często zagranicznym) inwestorom, Klet Brda opiera się wciąż na lokalnych winogradnikach, którzy są de facto właścicielami winiarni. Jednak zdarza się, że młodzi gospodarze chcą się usamodzielnić. Tak jak Patrick Simcčič. Bez wątpienia Patrick ma pomysł na swoje wina i robi je z godnym podziwu entuzjazmem. Bardzo kibicuję jego nowej drodze. Oprócz samych win, ujęło mnie romantyczne podejście do winiarstwa. Myślę, że warto wspierać takie projekty, w przeciwnym razie pozostaniemy jedynie z chemicznie wzmacnianymi wytworami przemysłowymi, które jedynie przez przypadek noszą na etykiecie nazwę „wino”.
Bardzo ciekawy i dogłębny opis. Tylko czekać oby te wina trafiły do Polski.