Doczekaliśmy się. Dziś mošt zmienia się w wino!
W całym kraju już od piątku (na wybrzeżu już od tygodnia) trwa tzw. martinovo, czyli święto na cześć św. Marcina. W całym kraju organizowane są zabawy, festyny oraz ocenianie win z tegorocznych zbiorów. Niestety, pogoda pozostawia wiele do życzenia. Nad morzem wieje burja, w Karyntii już pada śnieg (wyżej od 700m n.p.m.), Styria zalana jest zimnym deszczem. Ale przecież nic to! Młode wino i tak rozgrzeje słoweńskie serca. Nawet zakładowa kantyna postanowiła ukłonić się tradycji i mogliśmy dziś jeść specjalność na Marcina, czyli gęś. Niestety, zbyt głeboki ukłon w stronę tradycji mógłby się skończyć smutno, więc do popicia była jak zwykle jedynie woda.
Święto wypada 11 listopada, czyli w dniu śmierci św. Marcina. I chyba tyle z winem ma wspólnego ów święty. Raczej go nie pił, gdyż był ascetą i pustelnikiem. Czas spędzał na niszczeniu pogańskich świątyń i świętych gajów. Samo święto młodego wina było znane już od czasów pogańskich jako święto dziękczynienia za urodzajne zbiory (takie winiarskie dożynki).
Oczywiście mošt sam się w wino nie zamieni. Potrzeba do tego księdza, a najlepiej biskupa aby „ochrzcił” młode wino. Po takim zabiegu, jego picie już nie jest grzeszne i można oddawać się mu do upadłego 😉